"Oryginalną nazwę nadali podobno temu szczytowi austriaccy kartografowie, którzy znaleźli na nim szkielet sarny, potocznie zwanej tu kozą"
Ja szczyt zapamiętam z stromego i błotnistego podejścia (ale daleko mu do Cergowej!), pokonanego w ulewnym deszczu. To są sytuacje, które określam mianem marszu "na autopilocie". Nie ma wrażeń z wędrówki, nie myśli się o niczym, tylko krok za krokiem w górę.
A na górze niespodzianka - koniec ulewy, wyszło słońce i czas na mały "привал" (idę z Bogdanem, słówko od niego).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz