Analytics

English blog

Snufkin - my blog in English

Hello English speakers , My blog is in Polish and it will stay that way. You can use the Google translate widget provided. This said, I have...

3 paź 2020

Wschód słońca na Babiej Górze (i Orawiak w pakiecie)

Czegoś takiego w górach jeszcze nie przeżyłem. Huraganowy Orawiak (Wikipedia opisuje wiatr z punktu widzenia Tatr, na Babiej Górze to wiatr południowo-wschodni), który chyba chciał pozrzucać z góry amatorów jesiennego wschodu słońca. Babia Góra to na szczęście nie Tatry (tego samego dnia, 3.10.2020 prasa donosiła o kobiecie zdmuchniętej z grani Wołowca, skończyło się na szczęście na lekkich obrażeniach), ale na wszelki wypadek trzymałem się z dala od północnej krawędzi szczytu (jedynej z której można spaść). Około setki ludzi, stłoczonych jak uchodźcy za kamiennym murkiem zbudowanym na szczycie Babiej. Ubrani lub owinięci w co się dało. Ja miałem na sobie 4 warstwy odzieży, w tym dwie kurtki. Zrobienie zdjęcia wymagało wychylenia się za murek, co kończyło się uderzeniem wiatru w ciało i próbą wyrwania komórki. Pstryk i znowu za murek. Trochę wyglądaliśmy jak stado pingwinów - co chwilę ktoś wychodził do pierwszego rzędu, żeby mieć zdjęcie nie zasłonięte ludźmi, ale zaraz chował się w tłum a na przód wychodził inny śmiałek.

Mimo to warto było - szalony wyjazd w nocy na przełęcz Krowiarki i nocna wspinaczka. Wschód może nie był perfekcyjny, ale w każdym wschodzie jest niepowtarzalne piękno.

Po tym opisie na gorąco, pora na uporządkowanie wpisu i oczywiście zdjęcia. Pomysł kiełkował jakiś czas, ale wiedziałem, że prędzej czy później to zrobię - wschód słońca na Babiej Górze, Królowej Beskidów. Zaplanowałem sobotę 3.01.2020. Po deszczowym tygodniu miał przyjść południowo-wschodni wiatr i rozgonić chmury. Wiatr rzeczywiście przyszedł. Co prawda deszczowe rozgonił, ale przywiał nowe i wschód nie był klasyczny. Wciąż jednak piękny.

Jadę z Robertem, 3 innych chętnych się wykruszyło (i dobrze zrobili, doświadczenie okazało się ekstremalne). Wyjazd przed 1:00 w nocy, na Krowiarkach meldujemy się 3:20. Termometr pokazuje 14st, ale da się odczuć chłodny wiatr. Ubieramy się, zakładamy czołówki i punkt 3:30 ruszamy w drogę. Nie jesteśmy sami. Na parkingu zajęty jest cały rząd samochodów, my jesteśmy w drugim; zanim wyruszymy, parkują 3 kolejne.

Początek wspinaczki jest przyjemny. Ściągam nawet kurtkę, czapka nie jest potrzebna. To zmieni się po wyjściu ponad granicę lasu. Kosodrzewina daje trochę osłony, ale mamy przedsmak tego co czeka nas na długim paśmie szczytowym. Wiatr wieje z południowego wschodu, uderza nas więc z lewej, trochę od tyłu, czasami szlak minimalnie skręca i wtedy wiatr w twarz chce nas posadzić. Raz mu się udało, gdzieś w okolicach Gówniaka. Noc jest jasna, jest pełnia księżyca. Powyżej kosodrzewiny w zasadzie nie trzeba czołówek. Ale zdecydowanie trzeba się ubrać w kurtki, czapki, rękawiczki. Te pierwsze mam nawet dwie - letnia wiatrówka i druga, którą używam na jesienne i nawet zimowe wędrówki.

Daliśmy sobie 3h na wejście, ale Robert wchodzi w 1:15 a ja w 1:50 (latem w czasie GSB potrzebowałem 2:30). W efekcie jesteśmy na szczycie o godzinę za wcześnie. Jesteśmy wdzięczni za ustawiony na szczycie murek - wiatrochron, chowamy się za nim i czekamy.


Po długim oczekiwaniu pojawiają się pierwsze brzaski. Robienie zdjęć jest ekstremalnie trudne. Na otwartej przestrzeni wiatr chce wyrwać komórkę. Wpadam więc na pomysł robienia zdjęć zza murka - daje to nawet ciekawy efekt. Murek jest oświetlony czołówkami innych uczestników spektaklu.

Próba obserwowania spektaklu przed murkiem jest z góry skazana na niepowodzenie. Stosujemy rotację - zdjęcie z pierwszego rzędu widzów i chowamy sie w tłumie.



Chmury na wschodzie sprawiają, że nie widać kuli słońca wyłaniającej się zza horyzontu. Ale kolory nieba i gór są piękne, jedyny w swoim rodzaju. Robimy jeszcze kilka zdjęć i schodzimy czerwonym szlakiem w kierunku schroniska Markowe Szczawiny, w zamyśle gorące śniadanie.

Początek zejścia do łatwych nie należy. Wiatr spycha na bok. Wybieram więc drogę trochę na prawo od szlaku - jest trudniej, większe kamienie, ale przynajmniej jestem częściowo osłonięty od wiatru. Po zejściu z kamiennego rumowiska znowu uderza wiatr. Prosty odcinek szlaku, do granicy kosodrzewiny to walka o każdy krok. Gdy stoję, wiatr raczej nie ruszy moich 70kg. Ale gdy tylko krok się zachwieje na śliskich kamieniach, wiatr próbuje zepchnąć w prawo. Idę trochę zygzakiem, pewnie z góry to komicznie wygląda.

Od granicy kosodrzewiny robi się spokojniej. Schodzimy do Przełęczy Brona i decydujemy, że zamiast na śniadanie, pójdziemy się przywitać z Księżniczką Małą Babią Górą, a potem przez Żywieckie Rozstaje dojdziemy do schroniska. 

Jajecznica na kiełbasie smakuje rewelacyjnie. Ma podstawową zaletę - jest gorąca. W środku miejsc nie ma, więc musimy jeść na zewnątrz. Trzeba jeść szybko, zanim wiatr zdąży ją ochłodzić.

Schodzimy klasycznie, niebieskim szlakiem na Krowiarki. Schowani za górą, wychodzi słońce i turyści idący w górę w T-shirtach trochę dziwnie patrzą na nas, ciągle w czapkach i kurtkach. Zrzucamy niepotrzebną odzież i już bez przygód dochodzimy na parking, gdzie wita nas pan Parkingowy i kasuje należne 15zł. Wcześniej jeszcze zdjęcie tablicy pokazującej jak Babia Góra wygląda z czterech stron świata.

I gwoli formalności, mapka z trasą - można rzec babiogórski klasyk.

30 wrz 2020

O sobocie, którą przeżyłem dwa razy

We wrześniu 2018 miałem bardzo ciekawą delegację. Najpierw przeprowadzenie szkolenia w Malezji, a w kolejnym tygodniu udział w szkoleniu w USA. Gdy się o tym dowiedziałem, wiedziałem, że teraz albo nigdy - jeśli całość polecę konsekwentnie na wschód, zrealizuję podróż dookoła świata!. Powrót do domu z Malezji po to by przespać jedną noc i przepakować walizkę nie miał sensu. A z Kuala Lumpur do Detroit jest tak samo daleko przez Frankfurt jak przez Tokyo. Kosztowo dla firmy ta druga opcja była lepsza, więc poprosiłem o połączenie obu delegacji w jedną.

Zanim dojdziemy do soboty, którą przeżyłem dwa razy, fotki z lotniska w Singapurze, gdzie miałem przesiadkę oraz nie może zabraknąć Petronas Tower z Kuala Lumpur - przez pewien czas najwyższego budynku na świecie.

Lotnisko Changi w Singapurze rok w rok wygrywa rankingi na najlepsze lotnisko na świecie. Zasłużenie. Na lotnisku są ogrody (w tym tropikalny ogród motyli), basen, wewnętrzny hotel oraz można skorzystać z darmowej wycieczki objazdowej po Singapurze (jeśli mamy odpowiednio długi czas przesiadki).



Petronas Towers - ikona Kuala Lumpur - to dwie bliźniacze wieże o wysokości 452m. Od momentu oddania w 1998r do 2004, były najwyższym budynkiem na świecie, a do dzisiaj pozostają najwyższym podwójnym budynkiem. 

Teraz do sedna. Lecę japońskimi liniami ANA z Kuala Lumpur przez Tokyo Narita do Chicago a potem jeszcze krótki lot United Airlines do Detroit. Najciekawszy był ten środkowy fragment. Najpierw przylot na lotnisko Narita. Mocno pada, a mamy pozycję na płycie lotniska i dowóz autobusem do terminalu. Gościnni i praktyczni Japończycy podstawili autobus możliwie blisko trapu samolotu, a w przerwie stała pani z ogromnym parasolem, tak żeby pasażerowie nie zmokli (dużo latam (-łem..) ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem - tak traktuje się VIPów, a nie zwykłych pasażerów!).

Samolot z Narita do Chicago startuje o 17:00 lokalnego czasu, w sobotę 29.09.2018. Trasa prowadzi na północ, w stronę Alaski. Po drodze, prawie dokładnie o północy, przecinamy linię zmiany daty. Oznacza to, że na moim zegarku są dwie minuty po północy w niedzielę, 30go września, ale zegary w samolocie są przesuwane o 24h do tyłu i jest 0:02 w ... sobotę 29.09.2018. Dzień świstaka? 

Słońce wschodzi na wschodzie (ale odkrycie...), a więc najpierw wschodzi dla Nowo Zelandczyków, Australijczyków, obywateli krajów azjatyckich, potem dla Europy (latem dla nas 12 godzin po NZ i 7 godzin po Japonii) i Afryki a na końcu dla obu Ameryk. Ale co zrobić gdy różnica czasowa urośnie do 24h? Od tego jest linia zmiany daty. Podróżując ze wschodu na zachód (np. z USA do Japonii), "tracimy" jeden dzień i przesuwamy zegarki 24h do przodu. Natomiast w drugą stronę, tak jak ja miałem okazję, "zyskujemy" jeden dzień i cofamy zegarki o 24h. Kto pamięta Phileasa Fogga z "W 80 dni dookoła świata" ten będzie wiedział, że dzięki podróżowaniu na wschód główny bohater wygrał zakład. 

Do Chicago docieram w sobotę 29.09.2018 o godzinie 14:00 czasu lokalnego, czyli 3 godziny przed wylotem z Tokyo...

Na zakończenie klika fotek z Detroit. Miasto po przejściach (bankructwo, odpływ ponad połowy mieszkańców) wraca powoli do życia. Świadectwem tego powrotu są przyjemne bulwary na rzeką Detroit.

28 wrz 2020

Ojców

Trasa z listopada 2018. Można ją połączyć z niedawno opisanym spacerem wokół Pieskowej Skały. Łącznikiem jest czerwony szlak, część Szlaku Orlich Gniazd.

Parkuję na pustym (jest listopad) parkingu naprzeciw zajazdu Dworek Ojcowski, dojazd 6km od drogi DK94. Zaczynam zielonym szlakiem odchodzącym od drogi.

Szlak prowadzi mocno w dół, do źródła Filipowskiego, gdzie spotyka się z szlakiem żółtym - skręcam nim w lewo.



Droga wiedzie wzdłuż rozlanego potoku. Słabe listopadowe słońce nie grzeje, ale daje piękne odbicia na wodzie.

Szlak prowadzi do Ojcowa, gdzie krzyżuje się wiele tras. Ja wybieram czarny szlak prowadzący do Jaskini Łokietka (zamknięta) a następnie zejdę niebieskim z powrotem do drogi i przejdę przez Bramę Krakowską.


Jaskinia Łokietka

Brama Krakowska

Malowniczą drogą wzdłuż doliny Prądnika (czerwony Szlak Orlich Gniazd, w prawo od Bramy Krakowskiej) dochodzę do miejsca gdzie w lewo i pod górę odbija zielony szlak - wejdę nim na skałki powyżej Doliny Prądnika (będą ją teraz miał po lewej stronie, w dole), gdzie znajduje się Jaskinia Nietoperzowa. 


Jaskinia Nietoperzowa

Nie przeszkadzam nietoperzem, za to podziwiam przepiękne widoki. Jeden jest szczególnie fantastyczny - jakby olbrzymia dłoń (zdjęcie nagłówkowe w tym poście). Wspaniała - jak na listopad - pogoda.




Zielony szlak prowadzi mnie do zamku w Ojcowie i potem dalej, z powrotem na parking.

Zamek w Ojcowie

Polecam tą trasę, zwłaszcza w krótkie ale słoneczne jesienne dni. Nie jest wymagająca, choć jest kilka podejść i zejść

Data przejścia: listopad 2018

27 wrz 2020

Pieskowa Skała

Ojcowski Park Narodowy jest mały i zwykle nie jest kojarzony z pieszymi wędrówkami. Przyjeżdżamy pod Maczugę Herkulesa, fotka, frytki, wejście na zamek i odjazd.

W tym poście chcę zaproponować trochę niestandardowy sposób wędrowania po tym pięknym Parku. Opiszę dwie różne wycieczki, pierwsza to krótki wypad z września 2020, druga z listopada 2018. Obie można połączyć w jedną na cały dzień - i to w dwóch wersjach, z przejazdem samochodem lub przejściem na piechotę między obiema częściami.

W tym poście opis i zdjęcia z krótkiego spaceru wokół Zamku z tego roku. Wycieczka to krótki niedzielny wypad, tak żeby pokazać przyjacielowi to co najważniejsze. A w drugiej części opiszę samotną wędrówkę wokół Ojcowa sprzed dwóch lat.

Pierwsza sprawa to parking. Jest niedziele popołudnie, na dodatek trwa festiwal Juromania i znalezienie miejsca do parkowania graniczy z cudem. Ale nam taki cud się przytrafia i mamy miejsce pod zamkiem - Agroturystyka Zajazd na Podzamczu.Ten punkt będzie początkiem i końcem spaceru.

Idziemy czarnym szlakiem w stronę zamku Pieskowa Skała. Zamek był zbudowany w czasach Kazimierza Wielkiego i pełnił funkcję obronną. Później, rody Szafrańców i Zebrzydowskich rozbudowały go w stylu renesansowym. 

W związku z festynem i przyjemną niedzielą, przed wejściem tłumy. 

Nie jesteśmy zwolennikami stania w kolejce, więc obchodzimy zamek kierując się w prawo, czerwonym szlakiem schodzimy do szosy i znowu czarnym idziemy w stronę Maczugi Herkulesa (zamek mamy cały czas po lewej stronie). Z tej strony mamy dobrą perspektywę widokową - zamek widzimy z dołu, Maczuga jest przed nami.




Teraz idziemy krótkim żółtym w dół pod Maczugę, robimy fotkę i wracamy pod wejście do zamku. 



Z tej perspektywy Maczuga wcale nie wygląda na maczugę - my widzimy wyrytą w kamieniu twarz olbrzyma z wysoką czapką.

Skręcamy w prawo i z dala od ludzi spacerujemy w lesie - najpierw 
czerwony szlak, a gdy dochodzimy do drogi, skręcamy w prawo na czarny, którym dochodzimy do parkingu. W Zajeździe jemy posiłek i wracamy do domu.



Zapraszam do lektury drugiej części - pętla wokół Ojcowa. Obie części łączy czerwony szlakdwa razy wspomniany powyżej, który jest częścią Szlaku Orlich Gniazd - szlaku, który prowadzi przez całą długość Jury Krakowsko-Częstochowskiej - od Krakowa po Częstochowę. W czasie poprzedniego weekendu mieliśmy okazję go "musnąć" wędrując pętlą wokół zamku w Ogrodzieńcu.