Analytics

English blog

Snufkin - my blog in English

Hello English speakers , My blog is in Polish and it will stay that way. You can use the Google translate widget provided. This said, I have...

1 sie 2020

GSB - Etap 11: Krynica Zdrój - Hala Łabowska

Post w ramach opisu mojego przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego w 2020.

Towarzyszy mi kuzyn i jego 8-letni syn Dawid. Z tego względu szlak krótki, tylko 19km. Ciekawy profil - jedno solidne podejście na Jaworzynę Krynicką, potem już płasko.

Poprzednie 10 etapów GSB realizowałem weekendami. Dzisiejszy jest dla mnie pierwszym z 11 etapów, które chcę pokonać bez przerwy. Z tej okazji zamieniam plecak 30l na 65l. Przy okazji, w sekcji "W moim plecaku" mojego bloga będę opisywał mój ekwipunek.


Bardzo przyjemny odcinek. Pogoda idealna - stabilne 20°, nie za ciepło ale też na Jaworzynie nie trzeba było się ubierać. Sucho, bez błota i wygodny szlak bez przeszkód. Plus towarzystwo - dla mnie nowość - marsz z 8-latkiem (i jego tatą). Tempo oczywiście dostosowane do juniora. Ale i tak niezłe - 6:45 (Brutto, z postojami). 



Start lotny spod pomnika Nikifora o 9:00. Późno jak na mnie, ale mamy luz - do przejścia 20km, jedno podejście pod Jaworzynę. Wcześniej, idąc z naszej bazy, uzupełniamy wodę z źródełka Ciurkacz. 

W Krynicy trzeba uważać - przy skręcie szlaku z miast pod Krzyżową brakuje znaku - skręcamy w prawo w ulicę Halną. 

Krzyżowa była tylko przygrywką do szczytu dnia - Jaworzyny. Wchodziłem +20kg temu zielonym i wydawał się stromy. Dziś czerwony wydał się lekki :-) choć na plecach trochę ciężaru jest. Warto się czasem obejrzeć - za nami panorama Krynicy i okolicznych gór. 



Po drodze Diabelski Kamień, wg legendy rzucony przez diabła  - skały faktycznie wyglądają jakby je ktoś tam zrzucił. 

Wchodzimy na Jaworzynę. Dawida tata trochę holuje, trochę kijkami sobie pomógł. Potem dostał nowej energii i biegał po szlaku - w schronisku na Łabowskiej był pierwszy. 



Nie kuszą nas szczytowe „atrakcje”. Siadamy sobie z boku, podziwiamy widoki (Tatry, można się dopatrzeć Bieszczad - ale te drugie to bardziej chcenie niż faktyczny widok)

Po Jaworzynie bajka - szlak prawie płaski, w lesie, idealna pogoda, bez błota i niewiele ludzi. I tylko pytania Dawida „daleko jeszcze”. Powinna być apka, która by przechwytywała takie pytania ;-)

Docieramy do schroniska na hali Łabowskiej. Prąd od 19::30 (wcześniej można komórkę ładować z paneli słonecznych, ciepła woda od 18:00, jak woda się nagrzeje. Jemy obiad - w zasadzie wybór ograniczony do pierogów i ... pierogów. I czatujemy na prysznic - ludzie zaczynają się schodzić a chcemy się załapać na ciepłą wodę. Udaje się. 


W schronisku są malowidła ilustrujące Główny Szlak Beskidzki. Zasięg tu kiepski i zdjęcia ładują się wieki wiec nie pokażę całości. Próbka murali:





Na koniec próbujemy negocjować wczesne śniadanie - z proponowanej 8:00 schodzimy do 7:30 ale to dla nas i tak za późno. Przede mną 30km na Przehybę, a po drodze konkretne podejście na Radziejową z Rytra. Kupujemy naleśniki, zjemy rano zimne. 

Podsumowanie:
Data przejścia: 1.08.2020
Długość: 19,5km 
Mój czas przejścia: 6:45h (brutto, łącznie z postojami)
Suma podejść: 1037m
Szczyt dniaJaworzyna Krynicka, 1144m n.p.m.
Literka sponsor odcinkaŁ jak Łemkowie i jak Łabowska

<<< Etap 10 ---------- Etap 12 >>>

Post w ramach opisu mojego przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego w 2020.

29 lip 2020

Babia Góra ze Slanej Vody


Babia Góra, Diablak, Królowa Beskidów, najwyższy w Polsce szczyt poza Tatrami, druga najbardziej wybitna góra w Polsce (wiedzieliście?) - przyciąga widokami i ... kaprysami pogodowymi. Najbardziej popularne wejście prowadzi z przełęczy Krowiarki. Co niestety oznacza tłumy na szlaku. A wystarczy spojrzeć na południe - jest świetny szlak z Oravskej Polhory (Chata Slana Voda). Dlaczego warto tak?
  • brak opłaty za parking
  • brak opłaty za park narodowy
  • zdecydowanie mniej uczęszczany szlak (na szczycie oczywiście spotkamy tłum Krowiarkowy...)


Na samym końcu posta kilka moich zdjęć. Nie będę ich komentował. Zamiast opisywać to co widać, napiszę jak tam dojechać i jak wejść.

Dla mieszkających w woj. Śląskim najlepszy dojazd jest przez Korbielów. Z Katowic to 124km (przez Bielsko i Żywiec), ok. 2:10h jazdy. Po przekroczeniu granicy jedziemy długą wioską "ulicówką" Oravska Polhora. Będzie znak "Slana Voda 3", za nim skręcamy w lewo (przed sklepem z "potravinami" Coop)




Jedziemy do końca, po prawej stronie będzie Chata Slana Voda, parkujemy na obszernym parkingu po lewej. Nikt nie będzie chciał od nas opłaty!

Moja trasa tworzy pętlę i jak zawsze idę w prawo. W takiej wersji będziemy najpierw na Diablaku a potem na Małej Babiej. Można odwrócić i dawkować sobie przyjemność wejścia na raty.

Jeśli wybierzecie moją trasę, to mając parking po lewej, a chatę po prawej, idziemy trochę prosto i skręcamy w prawo żółtym szlakiem. Ten szlak zaprowadzi nas prosto na szczyt. Początkowo wiedzie drogą szutrową, prawie płasko. I tu mała uwaga - Słowacy generalnie uważają turystów za osoby inteligentne i nie malują znaków co 200m. Jest długa prosta, idziemy przed siebie i nie przejmujemy się brakiem znaków. Po pewnym czasie dołączy szlak niebieski. Jak trzeba będzie skręcić (w lewo), to będzie wyraźna strzałka. Tuż przed wspomnianym skrętem jest Hajovna na Rovinach - Gajówka Hviezdoslava (wł. Pavol Orszagh - słowacki poeta) - małe muzeum poświęcone jego twórczości i osobie. W miejscu gdzie żółty szlak skręca w lewo, niebieski idzie dalej prosto drogą. No więc skręcamy i teraz już cały czas żółtym na Babią. Najpierw idziemy przez las, łagodnie pod górę. Aż do momentu przekroczenia strumyka (jest mostek) jest prosto i łatwo. Za mostkiem uważamy - najpierw w lewo, a potem ostro w prawo, pod górę. I tu robi się bardziej stromo, ale nic ekstremalnego. Ciągle bęziemy w lesie, który powoli zacznie zmienić się w kosodrzewinę. I gdy już na dobre wyjdziemy z lasu, warto patrzeć w prawo, trochę za siebie. Przy dobrej pogodzie widać Tatry.

Trochę powyżej granicy lasu jest dogodne miejsce do odpoczynku i niewysoka wieża widokowa. Stamtąd kolejne strome podejście i po chwili wyjdziemy na kamienistą drogę prowadzącą prosto na szczyt.

W czasie mojego wejścia zrobiliśmy sobie fotki na szczycie, ale chwilę potem zmykaliśmy w dół (szlak czerwony-niebieski-zielony), bo zbliżała się burza. Uważamy na Przełęczy Brona - czerwony szlak (część naszego Głównego Szlaku Beskidzkiego) skręca w prawo na Markowe Szczawiny. Idziemy w tym miejscu prosto, szlakiem niebieskim i zielonym. Powrót przez Małą Babią, czerwonym szlakiem (słowackim, nie łączy się z GSB) i tu nas trochę zmoczyło, ale sama burza przeszła bokiem. Rozpadało się na dobre dopiero jak wsiadaliśmy na parkingu do auta.

Po wędrówce wypadałoby dobrze zjeść - można albo w Chacie (uwaga - mogą nie przyjmować kart, warto mieć parę EURO), albo tak jak my - zatrzymać się w Korbielowie w drodze powrotnej do domu.

I na koniec obiecane fotki. 







Cezarea - ruiny rzymskiego miasta w Izraelu


Cezarea (a w zasadzie jej ruiny) to modelowe rzymskie miasto na wybrzeżu Izraela. Zwykle pomijana przez turystów - pielgrzymów, zdecydowanie jest warta zobaczenia.

Przenosimy się w czasie o ponad 2000 lat - do czasów Heroda Wielkiego (tak, tego Heroda, którego znamy z Ewangelii). Herod umiejętnie lawirował między rosnącą potęgą Rzymu a lokalnymi (żydowskimi i hellenistycznymi) interesami. Jego państwo nie było w pełni niezależne, ale nie było też okupowane przez Rzymian (to nastąpiło po jego śmierci).

Herod zainicjował wiele projektów budowlanych. Jednym z nich była Cezarea Nadmorska (Cesarea Maritima), nazwana oczywiście na cześć Cezara Augusta. Miasto budowano w latach 22 - 10 przed Chrystusem. Herod chciał przez nie pokazać swym rzymskim protektorom jak bardzo nowoczesnym (czyt. rzymskim) jest władcą. Obecnie dostępne są do zwiedzania ruiny w ramach Cesarea National Park. Wstęp kosztuje 39 ILS (1 ILS to prawie dokładnie 1PLN). Park znajduje się przy autostradzie nr 2, na północ od Tel Avivu.

Nasz spacer w czasie zaczynamy - jakże by inaczej - od amfiteatru. Żadne szanujące się rzymskie miasto nie mogło się obejść bez amfiteatru.


Do dzisiaj przetrwały trybuny. Są w dobrym stanie, w amfiteatrze odbywają się sezonowe przedstawienia i koncerty. W stosunku do oryginału brakuje jednak dwóch elementów.


Amfiteatr Heroda był zamkniętą niecką - dzięki czemu dźwięk ze sceny był słyszalny nawet w ostatnich rzędach. Dzisiaj potrzebujemy do tego systemu nagłośnienia. Drugą cechą amfiteatru był rozsuwany dach. Tak, rozsuwany. Wystarczyła grupa niewolników i przez system lin i bloczków można było osłonić widzów przez słońcem czy rzadziej przed deszczem.


Od amfiteatru przechodzimy do kolejnego niezbędnego w rzymskim mieście obiektu - hipodromu. Tak jak my dzisiaj pasjonujemy się piłką nożną i pierwszoligowy klub jest ambicją każdego miasta, tak starożytni chodzili na wyścigi zaprzęgów konnych. Ligi Mistrzów może nie było, ale byli fanatyczni kibice, były zakłady i były gwiazdy. Tylko VARu nie było.



Zachowały się trybuny oraz zarys toru. Warto zwrócić uwagę, że oś toru (linia 10-9 na rys. poniżej) nie jest równoległa do trybun. Błąd architekta? Ależ skąd, polecam przejażdżkę na przełęcz Salmopol między Szczyrkiem a Wisłą i wejście w zakręt z maksymalną dozwoloną prędkością. Co się dzieje? Siła odśrodkowa! Zaprzęgi rozpędzały się na prostej i w punkcie 10 z dużą prędkością musiały wejść w zakręt - żeby nie wypaść z toru, potrzebowały miejsca. To uzyskano pochylając oś toru pod kątem względem linii trybun. 


Cezarea oprócz funkcji kulturalno-sportowych była przede wszystkim portem. Problem w tym, że wybrzeże w tym miejscu jest płaskie i nie tworzy naturalnej zatoki. Aby więc chronić statki przed falami, Herod zbudował sztuczny port. Zgromadzono drewniane skrzynie (deski zbite tak, aby skrzynia nie była zupełnie szczelna), wsypano do nich popiół wulkaniczny i zatopiono. Reakcja wody z popiołem dała ... beton. Po zastygnięciu wystarczyło odbić deski i mamy gotowy fundament. Port nie zachował się do dziś, poniżej jego makieta, ale nurkowie mogą do dziś oglądać podwodne betonowe fundamenty falochronów.


Budynek portowy jest współczesny. Mieści się w nim niewielkie muzeum.


Rzymianie przywiązywali dużą wagę do higieny. Miasta rzymskie miał publiczne łaźnie i toalety. Łaźnie były parowe, z ... podgrzewaną podłogą.


Pionowe otwory w głębi zdjęcia powyżej to wlot powietrza z pieca. Na słupkach w środkowej części zdjęcia była podłoga ceramiczna. Na zewnątrz stał niewolnik z miechem i wdmuchiwał gorące powietrze pod podłogę. Płytki ceramiczne przenoszą ciepło i mamy podgrzewaną podłogę. W rezydencji Heroda w Masadzie były też ... podgrzewane ściany zbudowane z cegieł z pionowymi kanałami.


Publiczne toalety nie miały co prawda drzwi, ale "pachniały" zdecydowanie lepiej niż nasze ToiToi. Nieczystości spadały do rowu, którym płynęła bieżąca woda (grawitacyjnie), więc w toalecie nie kumulował się zapach. To co się działo z wodą później, to już inna sprawa.


Herod był królem życia. Wiedział jak się urządzić. W jego pałacu znajdujemy obszerną wannę z ... odpływem grawitacyjnym. Ciepłą lub zimną wodę wlewali niewolnicy, natomiast odpływ był dokładnie taki jak w naszych łazienkach. Oryginalnie wanna była wyłożona marmurem.


Pałac, który Herod zbudował dla siebie nie zachował się do naszych czasów. Ale zachował się jego obrys i fundamenty. Widać z nich mały wewnętrzny basen. Z opisów wiemy, że basen był kryty, ale był otwarty na morze. Jak pływać, to z widokiem!

Na koniec obiekt, który nie pasuje do Cezarei Heroda ... gotycki kościół. Obiekt został zbudowany w czasie wypraw krzyżowych w średniowieczu.




28 lip 2020

Wokół Krynicy Zdrój


Trasa z października 2019. Główną atrakcją jest nowo otwarta wieża widokowa i spacer w koronach drzew, ale to dla mnie za mało by specjalnie jechać ponad 200km. Powstaje więc trasa wokół Krynicy. Łatwa i lekka - 18km, z sumą podejść 777m 


Jedziemy w piątek wieczorem, nocleg mamy w pobliżu zielonego szlaku prowadzącego z Krynicy na Jaworzynę. Stąd też wycieczkę rozpoczynamy zielonym, by po krótkim podejściu zostawić go na rzecz niebiesko-żółtego



Trochę powyżej przełęczy Krzyżowej wychodzimy z lasu i po raz pierwszy dzisiaj możemy podziwiać jesienny pejzaż Beskidu Sądeckiego. Jest pięknie nawet bez wchodzenia na wieżę. A będzie tylko lepiej. 



Dochodzimy do kasy (tanio nie jest, 49zł) i idziemy szeroką kładką zbudowaną wśród drzew. Do wieży można też wjechać wyciągiem krzesełkowym (Arena Słotwiny).


Kładka pachnie jeszcze świeżym drewnem. Jest stabilna a oprócz widoków jest też szereg stacji edukacyjnych - o okolicznej przyrodzie, konstrukcji wieży oraz o Łemkach (w czasie wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim przez Beskid Niski spotkałem wiele śladów Łemków). Na końcu kładki jest wieża, na którą wchodzimy spiralnym chodnikiem. Na górze, pomimo słonecznego dnia, odczuwamy chłodne powiewy październikowego wiatru i zakładamy kurtki. 




Schodząc w dół, nakręciłem krótki filmik - panorama ponad 360 stopni.


I zasadzie cel wycieczki osiągnięty :-) - ale nie dla nas. Specjalnie weszliśmy na wieżę rano żeby uniknąć tłumów. Te właśnie nadchodzą (raczej wjeżdżają wyciągiem), a my idziemy w las szlakiem żółtym, który tworzy przyjemną pętlę wokół Krynicy Zdr. I tu mała uwaga - czasy podane na znakach są ewidentnie pisane pod kuracjuszy. Chociaż nie spieszymy się, całą trasę przechodzimy z ponad godzinnym zapasem w stosunku do czasów na tabliczkach.


Szlak schodzi do drogi 981 by zaraz potem wspiąć się na zbocza po jej drugiej stronie. Robi się bardzo ciepło, jak na październik - upalnie. 

Szlaki wokół Krynicy mają wymiar nie tylko przyrodniczy, ale i edukacyjny. Jan Kiepura to rodak jednego z nas z Sosnowca.



Pod Jakubikiem część z nas wybiera zejście do Krynicy asfaltową drogą. Robert i ja kontynuujemy żółtym - wchodzimy na Huzary (skrzyżowanie wielu szlaków) i przez Górę Parkową schodzimy do parku zdrojowego w centrum Krynicy.

(dla spostrzegawczych - kolor liści się nie zgadza - to zdjęcie zrobiłem później, w czasie realizacji Głównego Szlaku Beskidzkiego, etap 10 Ropki - Krynica Zdr.)



Góra Parkowa i zejście do miasta już zatłoczone, ale ja wolę pamiętać puste odcinki (większość trasy).