Jestem Ślązakiem, więc literki "Ś" nie mogło zabraknąć wśród sponsorów odcinków mojego GSB. Ś jak Śląski Beskid. To mój pierwszy i najbliższy mi Beskid. Tu chodziłem na pierwsze wycieczki w liceum i tu wróciłem po 20 latach siedzącego trybu życia. I tu, od wyprawy na Baranią Górę 4 lata temu zaczęło się moje górskie włóczykijowanie.
Gościnnie dodaję literkę "Č" jak Česko. Słowacja i Ukraina miały swoje literki, więc Czechom też się należy. A że literkę C wykorzystałem przy Połoninie Caryńskiej, stąd kombinacja z czeską literką.
W Beskid Śląski wkraczam w moim etapie 20, w Węgierskiej Górce, po przekroczeniu Soły - rzeki granicznej z Beskidem Żywieckim.
Znakarze GSB chyba mieli nadmiar farby - nie sądzę, żeby ktoś inny specjalnie wnosił farbę na Halę Radziechowską (zdjęcie zrobione na podejściu tamże)
Na tym samym podejściu doświadczyłem Bożej obfitości, za którą jestem wdzięczny. W Węgierskiej Górce chciałem kupić jabłka, ale ... zapomniałem. Zorientowałem się 2 godziny w górę. Zły na siebie, zatrzymałem się na krótki postój. A wokół mnie suto zaopatrzony bufet - maliny, borówki, jeżyny. Wszystkie w jednym miejscu, nawet nie trzeba było się schylać. Tak jakby Bóg zapraszał - "proszę, częstuj się". Potem jeszcze spotkałem jagodziarzy i zakupiłem kubeczek. Starczyło i na etap 21, ten z kropką.
Beskid Żywiecki hojnie uraczył mnie wschodami i zachodami słońca. Beskid Śląski nie chciał być gorszy. Co prawda nocleg tylko jeden a Stożek nie daje widoku na zachód, ale wschód nad Skrzycznem (najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego, 1257m n.p.m.) i Baranią Górą był zachwycający.
W wielu krajach szczyty nazywane są od osób, odkrywców bądź sławnych ludzi. Chyba wszyscy miłośnicy gór wiedzą, że najwyższym szczytem Australii jest Mt Kościuszko (miałem okazję go zdobyć, zapraszam do relacji). W Polsce nie potrafię sobie przypomnieć szczytu nazwanego od osoby. Dlatego zwróciłem uwagę na szczyt Cieślar, między Stożkiem a Soszowem, który nazwano od pierwszego wójta Wisły. Zresztą do dzisiaj sporo mieszkańców Wisły nosi to nazwisko.
Nieopodal schroniska Soszów znajdujemy jeszcze jedną literkę "Ś" - jak królewna Śnieżka. Co Śnieżka i jej krasnoludki robią na Soszowie, tego niestety nie wiem :-)
Duża część ostatniego etapu GSB prowadzi granicą z Czechami. Czesi odległości na szlakach podają w kilometrach, co w górach absolutnie nic nie daje...
No i wreszcie w Beskidzie Śląskim znajduje się czerwona kropka do której zmierzałem. Za rok wracam pod tą kropkę i idę do Wołosatego. I Beskid Śląski, tak jak w moim życiu, będzie pierwszy, a nie ostatni.
Gratuluję.
OdpowiedzUsuńKamień w kształcie Polski, to i kolor mu dali odpowiedni :)
Czesi podają odległości w kilometrach ... Trzeba się przyzwyczaić i po prostu obliczyć sobie ile w górach idziemy 1 km.
Ja np. Liczę jakieś 15-20 min. W zależności od terenu, ale na początku też miałem z tym problem ;)
Średnią z GSB mam 3,1km/h (wliczając krótkie postoje). Ale inaczej idę grzbietem Soszów - Czantoria, inaczej podchodzę pod Czantorię czy z niej schodzę. Na Cergowej 100m wchodziłem 10min... Wolę polskie/słowackie oznaczenie, nawet jeśli zwykle idę szybciej niż podają znaki
OdpowiedzUsuń