W marcu 2019 miałem delegację do Nowej Zelandii. Jestem ciekawy świata, więc okazję wykorzystałem maksymalnie. Miałem wolny dzień i nie spędziłem go w hotelu. Moim celem był park Zealandia.
Założeniem parku jest odtworzenie i utrzymanie na jego terenie warunków jakie panowały w Nowej Zelandii przed przybyciem człowieka (co miało miejsce całkiem niedawno - pierwsi Māori przybyli ok. 700 lat temu). Ogromnych Moa nie da się odtworzyć, ale mniejsze stworzenia radzą sobie w parku dobrze.
Park Zealandia zajmuje sporą dolinę z dwoma sztucznymi jeziorami. Potrzebowałem ok. 6 godzin by obejść cały park. W dolinie jest ścieżka asfaltowa, przystosowana dla wózków. Ja wybrałem ścieżkę przyrodniczą, która prowadzi zboczami doliny.
Pierwsze wrażenia są dwa. Jedno słuchowe - cykady. Miliony cykad. Już nawet wychodząc z hotelu w centrum miasta, pierwsze co słyszałem to nie gwar ulicy a właśnie cykady. A w parku ten dźwięk jest wszechobecny. Mała próbka:
Drugie wrażenie jest wizualne - zieleń, zieleń, zieleń. Bujna zieleń ciepłego i wilgotnego klimatu.
To drugie wrażenie przyszło po pewnym czasie - gdy zauważyłem fioletowe jagody, zdałem sobie sprawę, że to pierwsze miejsce z kolorem innym niż zielony (lub brązowy kory drzew i ścieżki).
Moja wizyta miała miejsce w marcu - czyli pod koniec lata (nasz wrzesień). Było ok. 20st, pochmurno i wilgotno. Ścieżka jest dość dobrze utrzymana, ale podejrzewam, że wymaga dużo pracy - w miejscach trudniej dostępnym roślinność natychmiast wchodzi na ścieżkę i zarasta ją.
Zadaniem parku jest ochrona gatunków endemicznych. Wśród nich są ptaki - na zdjęciu papuga kākā. Ptaki trudno przekonać do życia w ogrodzonym parku, więc stosowany jest trik - papugi mają specjalne karmniki, żeby nie musiały szukać pożywienia poza parkiem.
Wśród chronionych stworzeń są też owady. Największym jest wētā. Wygląda jak chrząszcz, ale jest szarańczakiem. Jest jednym z największych owadów świata - masa dochodzi do 70g. Owad jest niegroźny - zresztą żadne ze stworzeń występujących w Nowej Zelandii nie jest szkodliwe dla człowieka (w przeciwieństwie do "sąsiedniej" Australii, gdzie pełno jest jadowitych pająków, węży, skorpionów i są nawet trujące żaby)
Najciekawszym ze stworzeń w parku jest tuatara (pol. hatteria). Wygląda na jaszczurkę, ale jest osobnym gatunkiem. Bóg stwarzając świat z jakiegoś powodu umieścił to unikalne stworzenie tylko na wyspach Nowej Zelandii.
Gdy mowa o unikalności, Nowa Zelandia ma ponad 80 000 endemicznym gatunków. Dla porównania Wielka Brytania o podobnej powierzchni, ma tylko 2 gatunki niewystępujące nigdzie indziej.
Po wizycie w parku wracam do Wellington na piechotę. Wellington jest stolicą kraju, ale jest stosunkowo małym miastem, wciśniętym między zatokę a wzgórza.
Na koniec mojego spaceru widzę ten znak - szlak Te Araroa. Jest to szlak liczący ponad 3tys km, przechodzący przez całą Nową Zelandię (obie główne wyspy). Podobno każdy Nowozelandczyk powinien ten szlak przejść raz w życiu. I powstaje myśl - marzenie "może kiedyś...". Na razie, w ramach treningu realizuję nasz Główny Szlak Beskidzki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz