Zanim dotrę na szlak, trzeba poradzić sobie z korkiem na niekończącym się remoncie drogi w Wiśle. Od pierwszego zwężenia (przejazd kolejowy na granicy Ustronia i Wisły) do ronda Malinka/Głębce jadę 40min. No cóż, mogło być gorzej. Zostawiam tatę w Gościejowie i jadę do Istebnej. Parkuję na wygodnym parkingu w Zagroniu (przy kompleksie narciarskim). Dla niezmotoryzowanych jest dobra wiadomość - jeździ tam Wispol (przystanek Istebna Olza).
Zmieniam buty (żeby potem do auta ubrać niezabłocone) i ruszam na moją pętlę. Jeśli jadę na 1 dzień, jadę autem, więc z konieczności muszę wrócić na parking. I ciekawostka - moje pętle zawsze zaczynam tak jak rondo - wchodzę na szlak w prawo, a potem konsekwentnie skręcam w lewo aż do dojdę do miejsca startu. :-)
Oferowane na szlaku widoki dość długo ograniczają się do kolejnych siół Istebnej oraz miejscowej fauny, ale czasem warto obejrzeć się za siebie.
Kolejne skrzyżowanie (dalej asfalt) i konsekwentnie idziemy na Pietraszonkę.
Dochodzę do miejsca, gdzie w lewo odbija czarny szlak. Wiele osób błędnie uważa czarny szlak za najtrudniejszy. Tu prostu jest to łącznik z czerwonym szlakiem, który pozwala skrócić moją pętlę. Mnie jednak skrót nie interesuje i dochodzę do skrzyżowania z niebieskim i żółtym. Od tego momentu idę szlakiem niebiesko-zielonym, aż do Schroniska PTTK na Przysłopie.
Na stokach Baraniej Góry są już jagody. Ale mało i małe. Poczęstowałem się.
Krótki odpoczynek na moje ciasteczka owsiano-bananowe (przepis na końcu tego posta) i przez chwilę rozważam szybki wyskok na Baranią. Do tego miejsca szedłem ok 50min szybciej niż sugeruje mapa, więc mam zapas czasowy. Ale decyduję, że nie starczy na Baranią. Nie lubię biegać, a tym bardziej po górach, a zwłaszcza w upalny dzień na zatłoczonym szlaku. Będę na Baraniej w sierpniu, w ramach realizacji Głównego Szlaku Beskidzkiego. Schodzę i teraz spora część mojej trasy wiedzie właśnie czerwonym GSB.
Dla mnie góry to obcowanie z naturą, niezbędny wysiłek fizyczny jako balans do pracy siedzącej (przy okazji, trudno uwierzyć, ale 40 lat życia głównie przesiedziałem, w góry regularnie chodzę dopiero 4 lata - bagaż mniejszy o 15kg ma tu spore znaczenie!). Jest też drugi aspekt - jestem osobą ciekawą świata i lubię się dowiadywać nowych rzeczy. Żona mówi, że znam mnóstwo nikomu niepotrzebnych faktów :-) Dzisiaj na szlaku łapię kolejne - czytam o szlaku Habsburgów (charakterystyczną literkę H w koronie znajdziecie na wielu szlakach w Beskidzie Śląskim), czytam tabliczkę o szlaku kultury Wołoskiej i wreszcie dowiaduję się o programie "Owca +" :-)
Szlak czerwony ponownie wchodzi w las. I tutaj mamy trochę błota. Ale spokojnie przejdziemy suchym butem. W wielu miejscach na podmokłą ścieżkę rzucone są kłody pod nogi - te kłody pomagają w przejściu.
Żeby wrócić do Istebnej, muszę iść żółtym w przeciwną stronę. Wracam 50m i bez trudu znajduję szlak.
Na koniec podziękowanie dla ekipy Power Canvas za ekspresowe dostarczenie t-shirtów. Mam już całą kolekcję "Kocham Góry" (dla czytelników mojego bloga jest rabat 20%).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz