Analytics

English blog

Snufkin - my blog in English

Hello English speakers , My blog is in Polish and it will stay that way. You can use the Google translate widget provided. This said, I have...

26 lip 2020

Góry Błękitne


Góry Błękitne to nazwa pasma gór w Australii, część Wielkich Gór Wododziałowych. Miałem okazję być w Australii w marcu 2020 służbowo i wykorzystałem wolną niedzielę na wycieczkę.W takich okazjach korzystam z apki "Get Your Guide", która współpracuje z lokalnymi operatorami. Wyszukujemy interesującą nas wycieczkę, płatność kartą, voucher elektroniczny, wystarczy udać się na miejsce zbiórki, wsiąść do autobusu i rozpocząć przygodę. Oczywiście w takim podróżowaniu nie ma elementu przygody, niepewności - ale dla mnie to idealna forma, gdy mam ograniczony czas. 

Nazwa Góry Błękitne wzięła się z olejków wydzielanych przez liście drzew eukaliptusowych. W gorące dni liście parują i olejki w powietrzu z oddali tworzą błękitną smugę.

Startujemy z Sydney tuż przed południem - idea jest taka by dotrzeć w interesujące miejsca, gdy już poranne wycieczki będą wracały do miasta. Jedziemy więc pod prąd.

Pierwszym etapem jest punkt widokowy, skąd możemy zobaczyć dolinę Jamison i okalające ją góry. Punkty w zasadzie są dwa, więc podziwiamy te same widoki z dwóch miejsc. Dzień jest pochmurny, po południu lekko popada. Ale są też momenty słoneczne.




Góry mają wysokość naszych Beskidów, są w większości porośnięte lasem. Są też miejsca gdzie widać odkryte skały.




Wodospad na kolejnym zdjęciu jest ... nowy. W czasie suszy wysechł zasilający go potok. Wg naszej pani przewodnik, jesteśmy pierwszy grupą, która znowu może go podziwiać.

Pani przewodnik wspomina o Pawle Edmundzie Strzeleckim (niemiłosiernie przekręcając nazwisko), naszym rodaku, który w XIX zbadał wiele australijskich gór (odkrył m.in. złoża srebra). Próbuję nauczyć przewodniczkę i uczestników wycieczki wymowy, najlepiej wychodzi to dwóm Hindusom. 

Jest wczesne popołudnie, pora na lunch w formie pikniku. To chyba ulubione zajęcie Australijczyków, bo mamy do wyboru wiele miejsc z odpowiednią infrastrukturą. Po lunchu idziemy na spacer do buszu, który odrasta po pożarze. Pamiętamy, że tuż przed zawładnięciem serwisów informacyjnych przez koronawirusa, tematem nr 1 były pożary w Australii.



Zanim pokażę więcej zdjęć, muszę wyjaśnić o co chodzi z pożarami 2019/2020. Prasa "lewacka" robiła z tego koniec świata. Z kolei serwisy "prawackie" bagatelizowały żywioł i głównie pisały o eko-histerii. Prawda jest następująca. Busz australijski pali się co roku. Jest to część jego naturalnego cyklu. Roślinność buszu jest do tego przystosowana i potrafi bardzo szybko odreagować. Zdjęcia poniżej są robione w marcu 2020 - sześć tygodni po zakończeniu pożarów.



Zwróćcie uwagę na zielone odrosty. 6 tygodni temu szalał tu pożar, a paproci i "jakiejś trawie" wystarczyło 2-3 tygodnie opadów by się odkuć i rozpocząć nowe życie.

Druga strona medalu jest taka, że w tym roku palił się większy niż zazwyczaj obszar buszu. Jest to efekt suszy trwającej przez 3 poprzedzające lata. Pożarów było więcej i paliło się na większym obszarze niż zazwyczaj. A także, co jest rzadkością, w tym roku palił się także las deszczowy - las, który jak nazwa wskazuje jest wilgotny i generalnie trudno go podpalić. Mamy więc do czynienia z normalnym zjawiskiem, które w roku 2019/2020 przybrało nienormalne rozmiary.

Zdjęcie poniżej dla osób o mocnych nerwach.


Kora tego drzewa wygląda jak poparzona ludzka skóra. Jest to odmiana eukaliptusa (jak większość drzew w buszu), które w ten sposób leczy blizny po pożarze.

Innym ciekawym zjawiskiem jest "pożar wewnętrzny" drzewa.


Eukaliptus wydziela olejki, które pod wpływem wysokiej temperatury na zewnątrz dochodzą do punktu zapłonu. Ale nie palą się, bo wewnątrz drzewa nie ma tlenu. Natomiast kiedy po pożarze strażacy usuwają drzewa zagrażające zwaleniem (jesteśmy w parku łatwo dostępnym dla turystów), po przecięciu drzewa do rozgrzanych olejków dociera tlen i dochodzi do zjawiska samozapłonu - drzewo pali się od środka. Eukaliptus jest na to przygotowany, ale jest to zjawisko bardzo niebezpieczne dla strażaków.


Zostawiamy spalony busz, niech sobie rośnie w spokoju. My jedziemy w miejsce, które jest ikoną Gór Błękitnych - formację skalną Trzy Siostry.


Z tymi skałami związana jest piękna legenda aborygeńska. Otóż, dawno, dawno temu, pewien szaman miał trzy córki. Córki gdy podrosły, bardzo chciały iść z ojcem zbierać zioła (wg tradycji, jest to zajęcie wyłącznie męskie). Szaman długo odmawiał, ale upór trzech sióstr w końcu zwyciężył. Poszli więc zbierać zioła. Na miejscu szaman zostawił córki na skarpie, a sam zszedł w dół wąwozu. Dziewczynki z nudów zaczęły zrzucać kamyki w dół zbocza, aż doprowadziły do skalnej lawiny. Lawina ta obudziła śpiącego w wąwozie olbrzyma, który rozgniewany chciał zjeść dziewczynki. Ojciec - jak na szamana przystało - miał magiczną kostkę, którą zamienił córki w skały. Sam natomiast przybrał postać ptaka - 


- i podjął próbę odciągnięcia olbrzyma z miejsca gdzie siedziały trzy siostry zamienione w skały. Niestety podleciał za blisko i olbrzym trącił go ręką. To spowodowało, że szaman-ptak wypuścił magiczną kostkę, która upadła w gęsto zarośnięty wąwóz. Szaman do dzisiaj lata nad wąwozem wypatrując zagubionej kostki a trzy siostry czekają na odczarowanie...


Ostatnim punktem program jest zachód słońca z Lincoln's Rock - ogromnej płaskiej skały wystającej nad głęboką przepaścią ponad płaskowyżem Kings Tableland.



Dowiadujemy się, że co roku więcej turystów ginie ... pozując do zdjęć niż od ukąszeń pająków, węży i skorpionów. Patrząc jak pozowali uczestnicy mojej wycieczki, nie dziwię się. Tu łatwo można zasłużyć na Nagrodę Darwina



Skała jest wapienna - miękka. A to kusi  - głównie zakochanych - do wyrycia serduszek i inicjałów (hm, a może na skałę wpuszczać tylko singli?...). Wśród wielu "dzieł", znalazłem historię pary "G +J", która przyjeżdżała na skałę co grudzień, od 1978 do 1994. Nowszych inicjałów nie ma - i nie wiemy co stało się z G i J. Rozwiedli się? Zrobili sobie zdjęcie za blisko krawędzi? Zmądrzeli?



Wspomniałem o zachodzie słońca. No cóż, niebo zasnute chmurami, słońce zaszło po kryjomu. Operator wycieczki nie przyjmuje reklamacji...

Zostawiamy Góry Błękitne i wracamy do Sydney.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz