|
I jeszcze jeden widoczek
|
|
O, taki też :)
|
Na tablicy informacyjnej tego punktu widokowego pisze, ze Polana
Zielenicy leży na szlaku dużych ssaków drapieżnych i że można
zauważyć czasem ślady obecności wilka, czy niedźwiedzia. Nie
wiem jak inni, ale osobiście mogę do końca swojego życia nie
oglądać żadnych śladów bytności tych przemiłych zwierzątek. Niech sobie żyją w najlepsze, ale z dala od przemieszczającego się w obcym dla siebie środowisku mieszczucha. Na szczęście żadnych tropów nie zauważyłam, na nieszczęście, po kilku minutach cieszenia się widokami musiałam ruszać dalej. Ale i potem nie brakowało postojów celem uwiecznienia kolejnej panoramy.
|
Jak tu nie zatrzymać się i nie zrobić zdjęcia?
|
|
Morze mgły, mój ulubiony widok z tego dnia
|
Dla niewprawionego jeszcze podróżnika nabieranie wysokości nie należy do ulubionych czynności, do tego im wyżej, tym widoki aż prosiły się o kolejne zdjęcia. W końcu jednak udało się dotrzeć do Kiczory, ale według czasu z mapy miałam opóźnienie ok. 45-50 minut. Schronisko na Turbaczu powinnam osiągnąć po kolejnych 45 minutach. Trasa była łatwa, co pozwoliło na szybsze tempo, ale dość długa, schronisko majaczyło gdzieś na horyzoncie a jeszcze zatrzymywanie się co chwile, bo panorama nie uwieczni się sama… Dość powiedzieć, że mój czas dojścia do schroniska, to zdecydowanie nie było 45 minut... I jej, ależ zazdrościłam w tym momencie ludziom rozłożonym spokojnie na trawce, którzy mogli w spokoju delektować się widokami, podczas, gdy ja musiałam zasuwać dalej.
|
Schronisko gdzieś tam, daleko na górze
|
|
Opóźniający wędrówkę widok numer xyz
|
|
I jeszcze jeden opóźniacz widokowy |
W związku z opóźnieniem, postanowiłam nie zatrzymywać się na
pierwotnie planowany posiłek w schronisku. Decyzję ułatwiało
niesamowite obłożenie ludźmi, trudno byłoby szpilkę wcisnąć, a
co dopiero znaleźć wolne miejsce do siedzenia, czym prędzej więc
ruszyłam zdobyć sobie szczyt Turbacza. Wąska ścieżka, masa
ludzi, a na szczycie jeszcze więcej homo sapiens. Naprawdę nie wiedziałam, że na tak małym terenie można wcisnąć taką chmarę ludzi :) Czym prędzej więc
zaczęłam robić zdjęcia, by wynieść się stamtąd jak
najszybciej. Cyk, fotka, cy… a nie, obcy człowiek w kadrze, cyk,
fotka, cyk, fotka, no nie człowieku, gdzie mi tu leziesz? Nie
widzisz, że zdjęcie robię? I na co mi teraz twoja twarz na
zdjęciu? Coś tam jednak udało mi się uwiecznić na pamiątkę.
|
Widok z Turbacza
|
|
Widok z Turbacza
|
|
Początek szlaku od Turbacza do Rabki Zdrój |
Spodziewałam się,
że zdobycie kolejnego szczytu będzie kulminacyjnym punktem
programu, ale po prawdzie, to w trakcie pobytu na szczycie zbyt byłam
pochłonięta zrobieniem zdjęć tak, by nie było na nich obcych
ludzi i polowaniem na okienko, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie
z napisem „Turbacz”. Gdyby nie konieczność powrotu na określoną
godzinę, to nie wiem, czy nie ruszyłabym trasą do Rabki Zdrój,
wyglądała bardzo obiecująco pod względem widokowym, jak i była
znacznie mniej uczęszczana niż szlaki wiodące od schroniska. No,
ale według mapy to 4 godziny spaceru, a u mnie właśnie opóźnienie
zwiększyło się do godziny. Trudno, na zejściu przyspieszę.
Wróciłam więc tą samą drogą, a przy schronisku skręciłam na
szlak wiodący do Nowego Targu i z wigorem, podsycanym przez zerkanie
na zegarek, popędziłam na dół. Droga była łatwa i bardzo
uczęszczana, Dzieci, psy, grupy ludzi w przekroju wiekowym od na oko
plus 3 do 80. Zerkanie na boki syciło duszę widokiem gór, sił
jakby przybyło i pojawiła się szansa, że może jeszcze zdążę
na wcześniejszy autobus.
|
Dodający sił widoczek na trasie do Nowego Targu
|
Jednak nie zdążyłam się nacieszyć nowo rozbudzoną nadzieją,
gdy skończyły się żarty, a zaczęły schody, czyli droga w
postaci rozjeżdżonego błota i balansowanie przy wymijaniu innych
wędrowców na spłachetkach, pozwalających uniknąć ubłocenia w
stopniu znacznym lub poślizgnięcia się i ozdobienia się błotną maseczką na ubraniu. Jak wygląda błoto, każdy wie, ale o, proszę:
Błotnie, ślisko i jeszcze mijanki z innymi ludźmi, nic przyjemnego
A potem na dokładkę coś, czego nie cierpię jeszcze bardziej niż wchodzenia pod górę, bardzo kamieniste, wąskie zejście w dół. Ciężko się schodzi, bo nogi ujeżdżają na kamieniach, gdyby nie asekuracja kijkami, marnie by się to dla mnie skończyło. Choć widziałam też ludzkie kozice, które bez jakiejkolwiek podpórki skakały sobie od kamyczka, do kamyczka bez najmniejszego trudu. Praktyka? Ukryte zdolności? Któż to wie. Dla mnie, jak zwykle, "ukochane" kamyczki wpłynęły na zwolnienie tempa, wobec czego szansa na złapanie wcześniejszego autobusu znikała bezpowrotnie. Machnęłam więc na to ręką i przybrałam, po raz pierwszy na tej wyprawie, leniwe tempo spacerowe. Autobus numer dwa miał być dopiero o 18:20, miałam więc dużo czasu. Dzięki temu miałam czas wpatrywać się nie tylko w górską panoramę, ale i zwracać uwagę na najbliższą okolicę, zamiast łykać górskie widoki jak pelikan i pędzić co sił w nogach, co pozwoliło mi dostrzec pomnik ku czci św. Maksymiliana Kolbe, krzyż upamiętniający żołnierzy walczących w Gorcach o niepodległość Polski i wolność człowieka z niemieckim i komunistycznym zniewoleniem w latach 1942-1949, jak i malowniczą kapliczkę.
Pomnik ku czci św. Maksymiliana Kolbego
Pomnik w kształcie krzyża upamiętniający walczących w Gorcach żołnierzy
Malownicza kapliczka
Na przystanek „Nowy Targ Punkt Skupu” dotarłam o 15:20, czyli
równo po 7 godzinach od rozpoczęcia wędrówki. Mapa zakłada czas
przejścia w granicach 5 i pół godziny. Szczerze? Nie wiem, czy
faktycznie zdołałabym w tyle przejść tę trasę. W normalnych
okolicznościach na pewno byłoby krócej, ale przypuszczam, że
byłoby to raczej w granicach 6 godzin, bo trasa choć łatwa, jest
jednak długa jak dla mieszczuchowej kondycji.
Ciekawi was, drodzy
czytelnicy, czy zdążyłam do pracy? Owszem, blisko 6 godzin podróży
i trzy autobusy później, bo zdecydowałam się nie czekać na
autobus bezpośrednio do Katowic lecz wracałam dodatkowo z
przesiadką w Krakowie, zdążyłam wpaść do domu, szybko się umyć
i przebrać, zabrać jedzenia w ilości odpowiedniej do wykarmienia
pułku wojska polskiego i stawić się w pracy na czas. Brawo ja :)
Wnioski z podróży?
Nigdy więcej ścigania się z czasem, doszlifowanie umiejętności
rozkładania sił na dłuższą trasę, tak żeby wiedzieć kiedy
mogę przyspieszyć, a kiedy powinnam zwolnić, by osiągnąć swoje
maksymalne tempo i czerpać przy tym przyjemność z wędrówki, w
miarę możliwości unikać bardzo popularnych szlaków oraz nigdy,
ale to nigdy nie planować odpoczynku w schronisku, zwłaszcza, gdy
jest weekend i piękna pogoda.
Trasę jako taką
bardzo gorąco polecam, przepiękne widoki, łatwe, choć długie
podejście, ale radzę dłuższy pobyt zrobić sobie na Zielenicy,
taki piknik na trawce w tej okolicy będzie cieszył znacznie
bardziej niż pobyt w tłumie ludzi przy schronisku na Turbaczu.
Ewentualnie tuż przed schroniskiem rozłożyć się na trawce z
własnym prowiantem i pałaszować podziwiając w ciszy piękno
natury.
Od Admina Bloga Włóczykijów - mapa z przebytą trasą:
Cel osiągnięty i to podwójnie - Turbacz i punktualne stawienie się w pracy. Brawo!
OdpowiedzUsuń