Drugi dzień dwu-dniowej wędrówki w jesiennych Gorcach. Po noclegu w Schronisku PTTK na Turbaczu budzimy się z zupełnie inną pogodą niż poprzedniego dnia. Słońce schowane za chmurami. Mało widać, wilgotno, ale i tak pięknie. Trochę jak w czasie majowej wędrówki w północnej części Gorców.
Widok z okna nie zachwyca, za to możemy przeczytać jakie szczyty widzieliśmy wczoraj wędrując w masywie Lubania.
Nie ma co czekać na przejaśnienie, cały dzień będzie taki. Jemy szybkie śniadanie i punkt 8:00 ruszamy. Jest zimno, mokro i wszędzie mgła. Ale w szybkim marszu grzbietem łączącym Turbacz i Gorc szybko się rozgrzejemy a zamglone góry mają niepowtarzalny urok.
Wpadamy w "pętlę czaso-przestrzeni". Zegarek schowany pod rękawem kurtki, komórka głęboko w kieszeni, więc tracimy poczucie czasu. Ale za wydaje się, że N-ty raz przechodzimy obok tego samego drzewa, widzimy to same poletko rudawych jagód i wdeptujemy w tą samą kałużę. Tak wygląda 2/3 szlaku - niewielkie wzniesienia, głównie płasko, brak punktów odniesienia daje takie wrażenie niekończącej się wędrówki w nicości. Jest to może wędrowanie dla koneserów, ale ja takim koneserem się stałem. To lubię!
Po dojściu pod Gorc (na sam szczyt nie wchodzimy), skręcamy w lewo i schodzimy do Ochotnicy Dolnej. Droga leśna szybko zamienia się w stokówkę, ubłoconą i "rozbabraną" przez jakiś ciężki sprzęt.
I w zasadzie na tym mógłbym opis zakończyć. Ale wpadamy na pomysł, aby skorzystać z "skrótu", który wg mapy ma nas zaprowadzić do sioła Skrodne, gdzie czekają nasze samochody. No cóż, po raz kolejny definicja skrótu wprowadzona przez mojego pana od matematyki w liceum -
Skrót w górach to najdłuższa drogą łącząca dwa punkty
- okazuje się prawdziwa... Skrót owszem jest dość wyraźny i na mapie turystycznej i w Google Earth, ale natura postanowiła odbić nieużywaną ścieżkę. Kończymy w głębokim, zarośniętym żlebie, którym płynie potok. Nie pozostaje nic innego jak wrócić na szlak. No cóż, nie zostanę pierwszym człowiekiem, który wytyczy szlak z Gorca do sioła Skrodne.
Po powrocie na szlak już nie kombinujemy i grzecznie wędrujemy do Ochotnicy. Czas przejścia, pomimo błądzenia, mamy 4:30h. Czyli nasza pętla czasoprzestrzeni okazała się jednak mieć punkt wyjścia.
Dzień drugi bardzo różny od pierwszego. Po słońcu i pięknych widokach Tatr, mieliśmy mgłę i w zasadzie brak widoków. Jak w życiu. Lubię i takie i takie dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz