Post w ramach opisu mojego przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego w 2020.
Idę z Górki (Węgierskiej) pod Górę (Baranią). Długie podejście a potem spacerowo (gdyby nie upał) na Stożek.
To mój drugi najdłuższy etap, druga największa suma podejść i drugi najbardziej upalny dzień. Zapowiada się ciężko. Robię więc sobie plan B - jeśli będzie bardzo źle, dojdę do Kubalonki i przełożę sobie 8km na ostatni, krótki dzień. Nie będzie suspensu - plan B nie będzie potrzebny.
W Pensjonacie Melaxa śniadanie specjalnie dla mnie o 6:30 (normalnie od 7:00). Dziękuję! Solidna jajecznica na boczku, trochę sera i kawa. Pani dziwi się, że nie chcę pieczywa. Chleb zapycha a nie wiele mi daje. Wolę porcję protein.
6:55 wychodzę z Melaxy, 7:00 start lotny na rondzie w Węgierskiej Górce. Na chwilę zatrzymuje mnie aleja zbójników - to tacy żołnierze wyklęci z XVIII-XIX wieku.... chyba...
Ranek przyjemny, ale zapowiada upalny dzień. Przekraczam most na Sole - umownej granicy między Beskidem Żywieckim a Śląskim - i jestem prawie w domu ;-)
Wspinam się lekką leśną ścieżką. Czytam uważnie komunikat o budowie S1 - ale droga pójdzie tunelem, szlak nie jest zagrożony. Trzeba oczywiście uważać na pojazdy budowy, ale w poniedziałek rano jest jeszcze pusto.
Miałem zamiar kupić jabłka w Węgierskiej Górce. Za późno, nie będę wracał. Trochę jestem zły na siebie. Ale po chwili znajduję miejsce gdzie przychodzi mi znana melodia z repertuaru Jana Kiepury, tylko słowa moje:
Borówki, Malinki ja wszystkie was Jeżynki...
Smakować chcę...
Na prawdę mam wszystko - ostatki malin (jakie słodkie!), pierwsze jeżyny (trzeba wybierać te dojrzałe) i borówki na wyciągnięcie ręki. Potem jeszcze kupię od leśnych zbieraczy jagody. Bóg jest dobry, daje nam tyle witamin w lesie.
Na Hali Radziechowskiej spotykam wędrowców na GSB - ojciec (41 lat) z synem (14 lat). Fantastyczna sprawa! Idą na „dziko”, bez noclegów. Życzę powodzenia!
Potem zamieniam parę słów z panem zbieraczem. Szczęść Boże! No i teraz czekam mnie ... Skrzyczne czy Barania? ;-) Oczywiście czerwony idzie na Baranią Górę (ale Skrzyczne jest wyższe!).
Jestem na odkrytym terenie i po porannym chłodzie nie ma śladu. Robi się bardzo gorąco. Ale dziękuję Bogu za słońce - szlak w pewnym momencie idzie jarem który wyglada jakby tu rzeka płynęła. A potem, pod szczytem Baraniej, jest wąska ścieżka wycięta w krzakach - gdyby padało i wiało byłbym tam zdany na łaskę i niełaskę pogody.
Dochodzę na Baranią Górę - ostatni „tysięcznik” na moim GSB. Wieżę sobie daruję, widok znam. Szukam cienia. Jest kłoda drzewa, jest cień. Siadam i ściągam buty i skarpetki. Jaka ulga! Patrzę na zegarek - jest 11:15. Czyli pomimo upału wyprzedzam czas z mapy o 45min. Ten nadrobiony czas spędzę na odpoczynku tu i później - ostatecznie dojdę w 10:15h.
Pora iść. Po drodze na Przysłop zabieram wodę z wykapu Czarnej Wisełki - prawie ze źródeł Wisły (są trzy początki - Biała i Czarna Wisełka oraz Malinka - która jest prawdziwym źródłem Wisły jest przedmiotem sporów). Dla mnie bez różnicy - woda jest dobra i przyjemnie zimna. 2l starczą mi aż na Stożek.
Teraz znajomy teren - szedłem tędy tuż przed GSB. Z ulgą wchodzę do lasu poniżej Przysłopu. Nawet błoto nie nie przeszkadza (tu w odróżnieniu od Beskidu Niskiego „rzucają kłody pod nogi” i błoto nie stanowi wyzwania).
Docieram do Kubalonki - dobry czas, jest przed 15:00. Nawet się nie zastanawiam - idę dalej, plan B nie jest potrzebny. Gdybym tu zatrzymał na obiad, potem byłoby ciężko z motywacją!
Las od Kubalonki w stronę Stożka pamietam jeszcze z czasów wycieczek szkolnych (30 lat temu!) i późniejszych wypraw (20kg temu!). Niezmiennie pachnie żywicą, niezmiennie szlak jest zryty zrywką drzew (ile można ścinać jeden las?) i niezmiennie w obniżeniach gromadzi się woda koloru zielonego.
Po drodze jeszcze Kiczory - szczyt graniczny z Czechami (pierwsze dotknięcie tej granicy - jutro większość szlaku będzie wzdłuż granicy). Pod szczytem formacja skalna której nie pamiętam... i kapelusz zgubiony przez Włóczykija.
Wreszcie schronisko - pustawe. Mam dwójkę z łazienką tylko dla siebie. Ostatnie schronisko i ostatni nocleg na moim GSB. Jutro zejście do Ustronia, na koniec Równica (oj, nie będzie mi się chciało jeszcze tam po zejściu z Czantorii...) i czerwona kropka. Koniec i kropka.
Podsumowanie:
Data przejścia: 10.08.2020
Długość: 32,6km
Mój czas przejścia: 10:15h (brutto, łącznie z postojami)
Suma podejść: 1692m
Szczyt dnia: Barania Góra, 1220m n.p.m.
Literka sponsor odcinka: Ś jak Beskid Śląski
Post w ramach opisu mojego przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego w 2020.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz