K jak Koniec i Kropka. No to doszedłem. 498,8km za mną. 10 etapów dojazdowo, weekendami, 11 etapów od Krynicy do Ustronia z plecakiem. Noclegi w schroniskach / agro.
Z jednej strony nie ma się czym chwalić - ukończyłem cały przez wakacje, ale tylko połowę przewędrowałem jak należy, dzień po dniu. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę moją przeszłość, jestem z siebie dumny. +45 lat i po raz pierwszy w życiu przygoda z plecakiem w górach.
Wędrówka z plecakiem to domena młodości. Ja w przeciwieństwie - do chyba większości spotkanych na szlaku - nie byłem aktywny jako nasto- czy 20-latek. Były pojedyncze wypady w góry, ale każda Barania, Śnieżka czy Pilsko były okupione 2-3 dniami zakwasów. O wędrowaniu kliku dni z rzędu z plecakiem nawet nie myślałem. 20kg temu wiele rzeczy wydawało się niemożliwych, nie dla mnie.
I w takim kontekście każdy km smakuje podwójnie. A kilometry przebyte dodatkowo, po dniu na szlaku - po to by wejść na Babią na zachód słońca, w kolejny wieczór na Pilsko i jeszcze następnego dnia wejście na wschód) - smakują jak najlepsze lody. I nie dominuje uczucie wyczynu, osiągnięcia celu, nie. Dominująca jest wdzięczność Bogu.
Wdzięczność za brak kontuzji, odcisków, otarć, które mogły mnie wyeliminować z dalszego wędrowania. Wdzięczność za widoki, wschody i zachody słońca, za wodę z górskiego strumyka, za obfitość leśnych owoców, ludzi spotkanych po drodze. A przede wszystkim za nowe spojrzenie na życie.
Jestem wdzięczny za zdrowe kolana i serducho. Jestem wdzięczny za pogodę - za pochmurne niebo gdy przechodziłem Rabkę i Jordanów. Za piekące słońce, które wysuszyło szlak pod Baranią Górą i Pilskiem. Za mgły i mżawki w Beskidzie Niskim. Za perfekcyjną temperaturę w Bieszczadach i Beskidzie Sądeckim.
Jest też wdzięczność dla ludzi. Przede wszystkim dla znajomych z Wisłoczka, dzięki którym skomplikowana logistycznie operacja przejścia Beskidu Niskiego "z doskoku" stała się logiczną układanką. Jestem wdzięczny Robertowi, Bogdanowi i Jonaszowi za kilka odcinków przewędrowanych razem. Jestem wdzięczny pani Ludmile ze schroniska pod (C)Hyrową, właścicielom agro z Latarni Wagabundy i Dworu Rajdany za elastyczność i pomocną dłoń. Jestem wdzięczny spotkanym ludziom, za pozdrowienia, uśmiechy, miłe słowa.
Szkoda, że ta przygoda się skończyła. Ale już jest w głowie plan przejścia w przyszłym roku - w drugą stronę, od Ustronia do Wołosatego. I oczywiście kolejny raz będzie klasycznie - z plecakiem, dzień po dniu, w 19-20 dni. Jeśli będzie taka możliwość, będę wdzięczny. Jeśli życie potoczy się inaczej - będę miał w pamięci ten rok i to łączone przejście.
W poście na blogu powinny być zdjęcia. No to są - ale tym razem bez opisów, bez komentarza. Kto przeszedł GSB, może rozpozna miejsca i widoki. Kto nie miał okazji wędrować - niech te zdjęcia będą zachętą:
- jeśli jesteś studentem, nie masz jeszcze dorosłych obowiązków - zbierz paczkę przyjaciół, weźcie namioty i w drogę. Bez planu (no nie tak do końca...), na żywioł, cieszcie się tym co spotkacie
- jeśli zaczynasz karierę, masz małe dzieci - sorry, nie da rady. Wybierz któryś z odcinków, może 2-3 na weekend, ale całość zostaw sobie na później
- jeśli masz lat +40, +50 i jeszcze nigdy nie wędrowałeś/aś z plecakiem - to jest Twój czas. Super ważne targety, projekty, conf-call'e - to wszystko może poczekać. Dzieci - jeśli masz - powinny być na tyle dorosłe aby albo iść z Tobą, albo by wytrzymać bez rodziców 3 tygodnie. Nie czekaj. Zaplanuj noclegi w schroniskach / agro, podziel 500km na 20 etapów i idź. Nie po to żeby przejść - idź po to by iść.
- a jeśli masz +60 i zdrowe serce i w kolanach jeszcze nie łupie - to tym bardziej idź. Zanim waga lekarstw przekroczy wagę plecaka :-) Już nic nie musisz - wszystko możesz. Możesz iść choćby i 30 dni.
Do zobaczenia na szlaku w 2021!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz